Archive for July, 2009

Na Moment

Friday, July 31st, 2009

Po pracy pierwszy raz zajrzałam do Łodzi Kaliskiej. Miejsce bardzo fajne,  urządzone z pomysłem, chociaż zakompleksione osoby mogą mieć kłopot, bo wszędzie są lustra. Wchodzisz i widzisz 20 siebie.  Lustra w takiej ilości mają jeszcze jedną śmieszną cechę – można łatwo stracić orientację w terenie, a że klub to krakowska zaplątana piwnica, więc o zagubienie się nie trudno. Rozbawił mnie też fakt, że w Łodzi jest dużo plakatów ukazujących Coca-Colę, ale kupić można tylko Pepsi.

Z Łodzi poszliśmy z Danielem na kolację na Kazimierz, do Momentu. Smacznie było. Pyszna kwaśna lemoniada, sałatka z łososiem i makaron z suszonymi pomidorami i szpinakiem. Moment to jedno z tych miejsc gdzie można dobrze zjeść, jest fajny wystrój i miła obsługa. Z rzeczy wartych spróbowania mogę śmiało polecić zupę z oliwek oraz koktajle.

Po kolacji krótki spacer. Powietrze wieczorami jest coraz chłodniejsze, ale całkiem przyjemne. Takie włóczenie się po Kazimierzu pozwala odetchnąć od pracy i problemów. Często czuję się jakbym była gdzieś na wakacjach, chociaż znam tu już chyba każdą ulicę. Delektuję się każdym krokiem, trzymając Szczęście za rękę. Powinnam tak częściej.

Jajoburger

Friday, July 31st, 2009

Jakiś czas temu, pół roku, a może a nawet więcej Daniel wymyślił kanpkę. Podstawowym składnikiem była bułka i jajko sadzone. Obecnie przepis został zmodyfikowany i do przygotowania pysznego, regenerującego śniadania potrzebujemy (dla jednej osoby): jajko, kajzerkę, plaster pomidora (najlepiej takiego polskiego), liść sałaty, plaster szynki gotowanej, plaster żółtego sera, łyżeczkę serka typu Almette, majonez, ketchup.

Smażymy szynkę, ąż się zrumieni. Na nią wbijamy jajko i czekamy aż się zetnie. W tym czasi bułkę dzielimy na pół i podgrzewamy w tosterze, bądź piekarniku. Ciepły spód bułi smarujemy Almette, kładziemy umyty liśc sałaty i pomidora. Na to usmażone jajko na szynce. Górną część kajzerki smarujemy majonezem i kechupem. Na to kładziemy ser. Składamy górę z dołem i…

jajoburger

… otrzymujemy pyszny, kaloryczny posiłek, który świetnie się sprawdza po długonocnym szaleństwie, regeneruje i stawia na nogi. Najlepiej smakuje podawany z sokiem z świeżych pomarańczy, lub jabłek. Dobrze komponuje się z koktajlem.

Robaczkom na diecie nie polecam, ale imprezowiczom i ludziom pozbawionym rano energii jak najbardziej.

Nowe buty cesarza i Weegee za free

Sunday, July 26th, 2009

To był weekend odwiedzin. W piątek po pracy pojechałam do Katowic, zobaczyć się z Mamą i odwiedzić Babcię w szpitalu w Siemianowicach. Rano pakowałam się w pośpiechu i tak bardzo myślałam o tym, żeby zabrać Mamie pościel, której nie używamy, że nie zabrałam sobie nic do ubrania, nawet majtek.  Pojechałam w sandałach, jeansowych pumpach i koszulce na ramiączkach. Gorzej, że nie przewidziałam (a prognozę pogody kto by tam oglądał), że nastąpi zmiana pogody i w sobotę zamiast żaru z nieba lunie deszcz.

Pożyczyłam od Mamy kalosze, ponieważ są to jedyne buty, w które mogę wsunąć stopy bez narażenia ich na bąble i odciski.  Ale aura, jak kobieta, zmienną jest i po 12stej zrobiło się parno. W kaloszach miałam darmową saunę. Uratował mnie sklep sieci CCC i obniżka trampek na 29.90. Tym samym mam kolejną, nieplanowaną parę butów w szafie. Drugą w tym miesiącu.

trampki

Zakup złotych trampek zakończył sobotnią wizytę w centrum.

Ściany

Po południu Tata zabrał nas do Babci, która od kilkunastu dni leży w szpitalu w Siemianowicach. Oddziały geriatryczne nie należą do najprzyjemniejszych, jeśli w ogóle wizytę w szpitalu można zakwalifikować do przyjemnych.  Zaduch,  odór uryny, cierpienie… I tylko tyle, że Babcia trochę weselsza.

W samych Siemianowicach nie byłam. Hmm. Sama nie pamiętam ile. Może jakieś 8-9 lat. Szukałam wzrokiem jakiś znajomych miejsc i tylko wieża telewizyjna mignęła na granicy miast.

Potem byliśmy jeszcze u drugiej Babci. A wieczorem Mama wyciągnęła mnie na spacer, lody i do mojej Mamy Chrzestnej. Po powrocie padłam spać, bo postanowiłam sobie, że wrócę dziś rano i pójdę do muzeum Narodowego na wystawę zdjęć Weegee, bo dziś to była okazja ostatniej szansy, ostatni  dzień wystawy, która trwała już od maja, ale jakoś dotrzeć na nią nie mogłam.

O 13stej, w łaskoczącej mżawce, dotarłam z dwoma torbami pod Cracovię.  W muzeum niemiła pani z obsługi, podzieliła się ze mną miła informacją, że wstęp na wystawę darmowy.  Może i jestem okropna, ale zostałam fanką głowy w pudełku po torcie, odrąbanej oczywiście.

Odwiedziłam stare kąty i rodzinę. Odwiedziłam muzeum. No i to by było na tyle.

Biedronka siedmiokropka

Tuesday, July 21st, 2009

Od jakiegoś czasu, w tym samym miesjcu przy bloku spotykam bożą krówkę. Urocze stworzonko. Nie da się nie zauważyć czerwonej kropki, kołyszącej się na źdzble trawy.

Pamiętam, że biedronki w okresie dzieciństwa odpowiedzialne były za powodzenie w moim życiu. Siedmiokropki, które przez przypadek wpadały do domu, zawsze wynoszone były na dwór i z palca wskazującego startowały do nieba. Oczywiście był też wierszyk, który towarzyszył całej ceremonii, który brzmiał jakoś tak: Biedroneczko leć do nieba, przynieś mi kawałek chleba. Dalej nie pamiętam.

Najwięcej radości było latem nad morzem, kiedy po sztormach plaże były pełne glonów i biedronek. Organizowaliśmy ekipę ratunkową. Wyławialiśmy biedronki z morza, wybieraliśmy je z morskiej trawy, a potem suszyliśmy im skrzydełka  i wypuszczaliśmy ku słońcu. Ważne było to, żeby biedronka poleciała do góry, bo to oznaczało jedno spełnione życzenie. Na szczęście boże krówki rzadko odmawiały posłuszeństwa. I chyba stąd mam taki sentyment do tych małych piegowatych stworzeń. W przeciwieństwie do pasiastych stonek, które zawsze mnie brzydziły.

biedronka

Hmm może by tak sobie wytatuować biedronkę?

Śniadanie

Tuesday, July 21st, 2009

Standardowo na śniadanie zbożowe płatki z owocami i mlekiem.  Chociaż dzisiaj nie smakuje tak samo dobrze jak zawsze, bo czeka mnie stresujący dzień w pracy i żołądek już się zdążył skręcić.

sniadanie1

Z wczorajszego spaceru

Sunday, July 12th, 2009

Wracałam wczoraj do domu 2.5 godziny. Najpierw spacerem przez Grodzką, Krakowską, Plac Nowy, Starowiślną, Plac Bohaterów  Getta, aż do Powstańców Śląskich, skąd do domu zabrał mnie tramwaj linii numer 50.

Widok na Skałkę


Gdyby tak podsumować weekend to więcej czasu spędziłam poza domem.  Obiad z Mamą, obiad z Mietką i Edką, girls evening z Polą.

slimak

Próbowałam sobie też kupić sukienkę, ale to trudniejsze niż wyszukiwanie czterolistnych koniczynek w trawie. Sukienki są albo za krótkie, albo za długie. Za długie tak zazwyczaj 20 cm – na kogo oni to szyją? Znalazłam dwie całkiem przyjemne w Sisley’u i Benettonie, ale nie mogłam się zdecydować, bo jedna by była super do pracy, druga na wakacje. Kobiece dylematy.

Daniel nie lubi lotnisk

Sunday, July 12th, 2009

na lotnisku

Co widać.  Na szczęście już wraca do domu.

Galar Pod Aniołami

Monday, July 6th, 2009

Jak już jestem przy jedzeniu, to wczoraj byliśmy z Danielem na szarlotce nad Wisłą. A właściwie to na Wiśle, bo na galarze. Pierwotnie stawialiśmy na lody waniliowe z musem malinowym, ale że trochę wiało to postanowiliśmy na szarlotkę na ciepło z lodami. Pychota. Wszystko jak należy ciasto, śmietana, lody, wystrój.  Z dużym wyjątkiem jakim okazała się obsługa – dawno tak długo nie czekaliśmy na rachunek, jakby ktoś chciał, żebyśmy wyszli bez płacenia.. . .

Szarlotka

Aperitif

Monday, July 6th, 2009

Dziś, jak co miesiąc, wybrałyśmy się z Sabcią na plotki i obiad.  Ponieważ wybrana przeze mnie restauracja, oferująca kuchnię korsykańską, zaprasza klientów od 13, musiałyśmy z weryfikować plany i nogi zaniosły nas do restauracji Aperitif na Siennej.

Aperitif

Od dłuższego czasu planowałam sprawdzić to miejsce,  głównie ze względu na miłą powierzchowność. Jednak do tej pory nie było okazji, chociaż przechodzę tamtędy kilka razy w tygodniu, w drodze do i z pracy. Nie mówiąc już o wyjściach na Rynek, gdzie zazwyczaj trafiamy przez Sienną.

Wnętrze jak najbardziej tworzy przyjemny klimat.  Bardzo po włosku. Bardzo leniwie. Zacieniony ogródek, fantastycznie sprawdza się w upalny dzień. Do tego miła obsługa.

W ogródku

Z jedzeniem troszeczkę gorzej.  Sabinka zamówiła makaron, a ja kurczaka z świeżym szpinakiem. Szpinak pływał w maśle, ukryty głęboko pod równie tłustymi frytkami. Natomiast same mięso nadziewane marchewką i cukinią bardzo smaczne.  Ceny typowe dla włoskich knajpek w Krakowie.

Danie główne

Zdecydowanie zostałam fanką domowej mrożonej herbaty i świeżego pieczywa z dwoma rodzajami masła na przystawkę.  Z resztą jedzenie to tylko dodatek.

Domowa mrożona

pieczywko

W sumie to drugi dzień, który upłynął poz znakiem lenistwa, spacerów po mieście, oddechu od pracy i innych ciężkich spraw. Niestety jutro czas na powrót do codziennych spraw, conajmniej na 9 godzin.

Na starych śmieciach

Saturday, July 4th, 2009

A raczej na Starej Ligocie.

Siedzę sama u Mamy, która jeszcze nie wróciła z wakacji. Osiedle niby to samo, a jednak dziwnie puste. U sąsiadów też cicho. Może przez wakacje.

Siedzę tu tylko dlatego, że wracanie w nocy pociągiem  osobowym w pojedynkę nie byłoby najlepszym pomysłem.  Poza tym busem jest krócej i taniej.

W ramach zabijania przełączam kanały i jestem potwornie zdegustowana, bo na MTV nie ma muzyki, tylko papka typu “zróbmy z gangstera dżentelmena”, króliczki Playboya i seria odcinków “Włatców móch”. Na innych programach w większości odgrzewane kotlety, filmy, które lecą 10 razy w roku. To wszytsko w przerwach pomiędzy kolejnymi blokami reklamowymi.  Z nowości walki bokserskie, mecz siatkówki i  kabarety. NUDA.

Chciałam sobie pomalować paznokcie, ale Mama zabrała ze sobą wszystkie przybory. W lodówce trochę wina, dużo kosmetyków, camebert, jajka i światło.

Najlepiej chybazrobię jak włączę sobie rybkę na Mini Mini, wtulę się w koc i jakoś przetrwam do rana.