Archive for November, 2010

Bunkr(l)ove śniadanie

Monday, November 22nd, 2010

wersja light i wersja normal

Nie byliśmy w Bunkrze na śniadaniu hoho. Zdążyli już zmienić menu. I całe szczęście, bo będąc na diecie (nawet tej stabilizującej) poza domem trudno coś zjeść i nie nagrzeszyć przeciwko swoim mocnym postanowieniom. A tu aż trzy rodzaje musli: z jabłkiem i cynamonem, z owocami leśnymi i z owocami egzotycznymi. Wybrałam trzecią wersję. Myślałam, że będą takie zwykłe, a tu proszę jak pięknie podane, świeże i smaczne. Aż mam ochotę na kolejne, choćby jutro rano. Niestety jutro czas wrócić do pracy…

Z informacji ważnych dla świata i palaczy –  w bunkrze mozna palić. W Pauzie też.

Makrele

Thursday, November 18th, 2010

makrele

Lubię świeże i wędzone. Natomiast pieczone zupełnie nie przypadły mi do gustu. Dużo ości i niespecjalny smak. A może po prostu nie potrafię ich dobrze przyrządzić?  Natomiast muszę przyznać, że nawet ukatrupione wyglądają ładnie.

lil’ perfect housewife

Monday, November 15th, 2010

Dwa dni wolnego. Dwa dni słońca. Dwa dni uciekania przed ciasteczkowymi*. I tak oto zmieniłam się prawie w Anthea’ę Turner, pucując okna, szafki w kuchni, odgrzybiając łazienkę i oczywiście gotując na najwyższym poziomie. Udało mi się nawet odsunąć pralkę i oprócz kiciaczków**, odnaleźć zagubiony jakiś czas temu grzebyk do brwi, korek do umywalki, masę próbek kremów różnej maści, takąż samą ilość spinek i gumek do włosów, oraz pokrywki od pojemników na patyczki do uszu. Wyczyściłam wszystko na glanc***. Doprowadziłam się do porządku i poszłam z Lubym na Kazimierz, gdzie załatwiliśmy jedną sprawę, napiliśmy się kawy w Miejscu, obeszliśmy okoliczne IdeaFixy i wróciliśmy szczęśliwie do domu. A! W Miejscu pojawił się iluzjonista i zrobił dla nas taki mały szoł. Nawet Daniela ubawił, więc dostał dychę i zniknął (jak na magika przystało).

Teraz jedno z  nas robi tufu tufu, a drugie spina szare komórki i wymyśla (kreuje), skrzętnie notując wszystkie pomysły w notesie z niezbyt ładną syreną****.

Jutro trzeba wrócić do pracy, jednak mam przeczucie, że “zarobimy ten hajs, dzieciak”, więc nawet mi się chce. Poza tym nie mam zamiaru porzucać wewnętrznego stanu upojenia, który wywołuje głupawkę, uśmiech i wszystkie te fajne pomysły. Rozpuszczę za to obudzone w sobie dziecko i kupię sobie kilka bardziej lub mniej przydatnych pierdół.

*ciasteczkowy – słowo zapożyczone z szkoleń w korpo*****, czyli rzeczy, które bez sensu pochłaniają nasz czas

**kiciaczki – po pająkach, jedno z najbardziej obrzydliwych stworzeń spotykanych w domu; mimo że nie żywe, bo stworzone z włosów i kurzu to i tak paskudne i chyba trudniejsze do wytępienia niż ich ośmionodzy kumple

***glanc – błysk

****syrena – niezbyt ładna, bo przypomina dziewczynkę wychodzącą ze studni w japońskiej wersji filmu Ring; a że syrena, to odkryłam całkiem niedawno, bo z jednej strony notesu jest ogon,  z drugiej dziewczynka, więc mniemam, że syrena

*****korpo – słowo zaczerpnięte z jednego z czytanych przeze mnie blogów

To tyle, słowem wytłumaczenia.

Cukiniowa

Wednesday, November 10th, 2010

Listopad wciąż zaskakuje temperaturą dużo na plus ponad zerem. I nie narzekam, mimo rozprzestrzeniających się w tej temperaturze hord zarazków, które dopadają po kolei wszystkich wokoło. Mnie w końcu też dopadło. Jednak troskliwa opieka+wapno+tabcin+herbata, pozwalają mi na wyrównaną walkę.

A że jest jesień i częściej docenia się urok zup, to na naszym stole pojawiła się cukiniowa i zawojowała siódme piętro.

Przepis szybki i prosty.

Potrzebujemy ok. 500 gram cukinii pokrojonej w kostkę, 60gram sera feta, kostkę rosołową lub warzywną, 3/4 litra wody, duży ząbek czosnku, świeżą bazylię (8 listków) i blender.  Sól, pieprz do smaku.

Cukinię z wodą, kostką, czosnkiem trzeba gotować, aż cukinia zmięknie. Czyli około 15-20 minut.  Ściągamy z palnika (nieważne czy gazowego czy elektrycznego), dorzucamy ser feta, miksujemy i wcinamy.  Myślę, że dobrze będzie nasz cukiniowy krem smakował z grzankami lub groszkiem ptysiowym na ciepło.

Cookie man

Monday, November 8th, 2010

słony ludek

Foxy i Wiur w Barace

Thursday, November 4th, 2010

… czyli Piękna i Bestia.

Krótko pisząc – dobra impreza była. Daniel zagrał takie numery, że ojoj, to znaczy takie, że wyrwały mnie na parkiet.

Foxy&Wiur

Bestia

Nasz ci on

Bestia (e) i Piękna

Jak z "Mechanizmu serca" czy filmów Burtona

A potem przyszła złota polska jesień, co poniekąd mnie zaskoczyło, bo jest listopad i ostatnimi czasy w tych okolicach pierwsze śniegi już były za nami. Niemniej bardzo mnie cieszy, bo na chodzenie w zimowych betach nie mam całkowicie ochoty. Za to chętnie wymieniam oglądanie niczego w telewizji na  czytanie książek nowych (wczoraj nabyłam Mechanizm serca i przeczytałam już połowę) i tych niedoczytanych  ( a jest ich kilka) oraz  zaległych obok łóżka numerów WO i Przekroju. Twórcza jesień.