Śmieszne, że jak fish-eyem robi się zdjęcia to trzeba uważać, żeby nie zrobić przy okazji zdjęć swojego brzucha. Tu oprócz Daniela moje palce.
Archive for August, 2009
Daniel gra na trąbce
Saturday, August 8th, 2009Pan Bóg ją stworzył. Szatan opętał. Hugo Boss i Heavi Metal
Tuesday, August 4th, 2009Dziś mam wolne. W domu o dziwo mamy porządek. Do tego do Daniela przyjeżdżał jakiś fotograf z Warszawy. Nie chciałam przeszkadzać, więc zwlekłam się na Rynek w celu załatwienia spraw jawnych i tych owianych tajemnicą. W planach nie miałam jakiś wielkich zakupów, ale tak się jakoś złożyło, że najpierw poszłam szukać kieszonek samoprzylepnych w sklepie papierniczym, których oczywiście nie było. Wyszłam z kompletem akryli i pędzelków. Znów będą malować.
Potem ruszyłam w stronę Music Cornera i po drodze weszłam do Tatuum. Co za czort mnie tam popchnął – nie mam pojęcia. Nie byłam w tym sklepie już jakieś 3 lata, czyli od czasu kiedy nie pracuję w Galerii Kazimierz. Ale na szczęście czort mnie pokusił i tym sposobem kupiłam tanio sukienkę, dwie bluzki i kurtkę, która tak naprawdę nie jest mi potrzebna, ale ma uroczy groszkowy kolor i wielki kaptur.
Ale na tym się nie skończyło. W Galerii Centrum jest outlet. Najpierw chorowałam tam na sandały z Burberry, z charakterystycznymi suwakami zamiast pasków. Ale 1300zł to nie na moją kieszeń. Na szcęscie tych butów już nie ma. A zamiast nich na wieszaku pojawiła się ona. Czarna, klasyczna, z ślicznym dekoltem, długa za kolano (perfekcyjnie). Nie mogłam się oprzeć. Poszłam przymierzyć. Uszyta jak na mnie. Wykonałam telefon do przyjaciela, czyli do Mamy, aby wyzbyć się wyrzutów sumienia i upewnić, że dobrze robię, bo przecież miałam zbierać na spłatę kredytu, na parkiet i milion innych rzeczy. Jednak głos z drugiej strony powiedział: Jak jest taka fajna to kup sobie, zadzwonię wieczorem. I tym sposobem zostałam posiadaczką małej czarnej od Hugo Bossa, która świetnie pasuje do turkusowych koturn, które dostałam od Daniela. Dawno nie byłam tak zadowolona z zakupów.
Zguba
Tuesday, August 4th, 2009Wczoraj miałam śmieszną przygodę na zakupach. Poszłam do Benettonu przymierzyć sukienkę. No dobra – kilka. Niestety jedna była za krótka, druga 30 cm za długa, a w trzeciej wyglądałam jakbym była w piątym miesiącu ciąży. Zrezygnowana odwiesiłam je na wieszaki i poszłam obejrzeć ofertę nowego sklepu Inna. Było kilka fajnych rzeczy, więc nie było opcji, żeby ich nie przymierzyć. Stojąc przed lustrem w delikatnym, szarym topie przez głowę przeszła mi myśl: czy spod bluzki nie będzie wystawał mi biustonosz. I w tym momencie moja twarz kolorem dopasowała się do białych ścian przymierzalni, bo zorientowałam się, że gdzieś zaginął mój stanik.
Pędem wróciłam do Pasażu 13 (tylko tam lubię Benetton). Przemiłe panie miały niezły ubaw, kiedy wpadłam z powrotem, pytając czy nie została górna część bielizny. Pani podała mi zapakowany biustonosz w torebeczkę. Podziękowałam serdeczne. Na pożegnanie usłyszałam: “pierwszy raz nam się to zdarzyło”.
Przyznam, że mnie też. Gubiłam już w życiu klucze, pieniądze, ale bielizny nigdy. Chociaż właśnie mi się przypomniało, że kiedyś w Katowicach, ktoś ukradł mi z balkonu majtki.