Dziś mam wolne. W domu o dziwo mamy porządek. Do tego do Daniela przyjeżdżał jakiś fotograf z Warszawy. Nie chciałam przeszkadzać, więc zwlekłam się na Rynek w celu załatwienia spraw jawnych i tych owianych tajemnicą. W planach nie miałam jakiś wielkich zakupów, ale tak się jakoś złożyło, że najpierw poszłam szukać kieszonek samoprzylepnych w sklepie papierniczym, których oczywiście nie było. Wyszłam z kompletem akryli i pędzelków. Znów będą malować. Potem ruszyłam w stronę Music Cornera i po drodze weszłam do Tatuum. Co za czort mnie tam popchnął – nie mam pojęcia. Nie byłam w tym sklepie już jakieś 3 lata, czyli od czasu kiedy nie pracuję w Galerii Kazimierz. Ale na szczęście czort mnie pokusił i tym sposobem kupiłam tanio sukienkę, dwie bluzki i kurtkę, która tak naprawdę nie jest mi potrzebna, ale ma uroczy groszkowy kolor i wielki kaptur. Ale na tym się nie skończyło. W Galerii Centrum jest outlet. Najpierw chorowałam tam na sandały z Burberry, z charakterystycznymi suwakami zamiast pasków. Ale 1300zł to nie na moją kieszeń. Na szcęscie tych butów już nie ma. A zamiast nich na wieszaku pojawiła się ona. Czarna, klasyczna, z ślicznym dekoltem, długa za kolano (perfekcyjnie). Nie mogłam się oprzeć. Poszłam przymierzyć. Uszyta jak na mnie. Wykonałam telefon do przyjaciela, czyli do Mamy, aby wyzbyć się wyrzutów sumienia i upewnić, że dobrze robię, bo przecież miałam zbierać na spłatę kredytu, na parkiet i milion innych rzeczy. Jednak głos z drugiej strony powiedział: Jak jest taka fajna to kup sobie, zadzwonię wieczorem. I tym sposobem zostałam posiadaczką małej czarnej od Hugo Bossa, która świetnie pasuje do turkusowych koturn, które dostałam od Daniela. Dawno nie byłam tak zadowolona z zakupów. |