Wczoraj miałam śmieszną przygodę na zakupach. Poszłam do Benettonu przymierzyć sukienkę. No dobra – kilka. Niestety jedna była za krótka, druga 30 cm za długa, a w trzeciej wyglądałam jakbym była w piątym miesiącu ciąży. Zrezygnowana odwiesiłam je na wieszaki i poszłam obejrzeć ofertę nowego sklepu Inna. Było kilka fajnych rzeczy, więc nie było opcji, żeby ich nie przymierzyć. Stojąc przed lustrem w delikatnym, szarym topie przez głowę przeszła mi myśl: czy spod bluzki nie będzie wystawał mi biustonosz. I w tym momencie moja twarz kolorem dopasowała się do białych ścian przymierzalni, bo zorientowałam się, że gdzieś zaginął mój stanik. Pędem wróciłam do Pasażu 13 (tylko tam lubię Benetton). Przemiłe panie miały niezły ubaw, kiedy wpadłam z powrotem, pytając czy nie została górna część bielizny. Pani podała mi zapakowany biustonosz w torebeczkę. Podziękowałam serdeczne. Na pożegnanie usłyszałam: “pierwszy raz nam się to zdarzyło”. Przyznam, że mnie też. Gubiłam już w życiu klucze, pieniądze, ale bielizny nigdy. Chociaż właśnie mi się przypomniało, że kiedyś w Katowicach, ktoś ukradł mi z balkonu majtki. |