Nasza miodowa podróż rozpoczęła się od przylotu na lotnisko w Trapani. W powietrzu od razu można było wyczuć zapach morza, zmieszany z nutą czegoś mdląco słodkiego. Mimo że wylądowaliśmy w okolicach 23, ziemia była nagrzana od słońca. Spokojnie można było usiąść na chodniku, bez obaw “złapania wilka”. Palermo przywitało nas ciepłym deszczem. I znów ten mdły zapach. Dopiero następnego dnia odkryłam, że tak intensywnie pachną sycylijskie kwiaty, które pokrywają okoliczne drzewa. W Palermo potwierdza się kilka opinii o Włochach i Sycylijczykach. Po angielsku nie pogadasz, po niemiecku też nie. Lepiej nauczyć się kilka słów po włosku. Sycylijscy mężczyźni chodzą w długich spodniach. Ci w krótkich to głównie turyści. Jemy tam gdzie jedzą Włosi i to co Włosi, unikając tym samym zatrucia pokarmowego. Na ulicy wolna amerykanka. Można się spodziewać skutera na chodniku czy na pasach. Wszędzie słychać odgłos klaksonów. A jak Wam się wydaje, że gdzieś nie można zaparkować, to na Sycylii przekonacie się, że jednak można, nie ważne, że przy okazji zarysuje się nasz maluch, czy mercedes sąsiada. Mafia istnieje? Mimo że na ulicy człowiek czuje się bezpiecznie (chyba, że tak jak my łazi tam gdzie nie powinno, w poszukiwaniu sztuki miejskiej), to na drzewach, płotach, przy ławkach można znaleźć zdjęcia młodych mężczyzn, a nawet dedykowane im całe ołtarzyki. Oczywiście można sobie tłumaczyć, że na środku ogrodzonego placu, ktoś wpadł pod samochód, ale to już kwestia interpretacji. Natomiast nie można powiedzieć, że Sycylijki są piękne i eleganckie. W porównaniu z Mediolanem, Palermo to włoski zaścianek. Dlaczego? Drugiego dnia mieliśmy okazję zobaczyć dziesiątki małych, kiczowatych, bezowych księżniczek, z równie kiczowatymi rodzinkami, które po pierwszej komunii, mają “profesjonalne” sesje zdjęciowo-filmowe w parkach. Wejście do takiego parku, w taką niedzielę to możliwość zobaczenia wszystkiego, co w włoskiej modzie najgorsze. Co mogę polecić, jeśli postanowicie odwiedzić Palermo? Lody w słodkiej bułce = “uno dżelato, czokolata bianka, briosz” ;o). Cebulkę dymkę, owiniętą w boczek smażoną na grillu. Filet z kurczaka z cytryną. Arancini = kulki z ryżu nadziewane mięsem i warzywami, smażone w głębokim tłuszczu, oliwki z mielonym mięsem. Panini. Pizzę. Plażę w Mondello – dojazd autobusem 806 z placu Politema, bilet 1.3 euro w jedną stronę, kupujemy u pana w budce (trochę mówi po angielsku). Przy okazji można obejrzeć ciekawą okolicę. Odradzam odwiedzanie niektórych parków, zwłaszcza tych nieogrodzonych. Chyba, że ktoś chciałby zobaczyć największą ilość psich odchodów na metr kwadratowy. Nie smakowały mi cannoli, czyli rurki smażone na głębokim tłuszczu, nadziewane potwornie słodkim serkiem ricotta z kandyzowaną pomarańczą i czekoladą. Przeraził syf na mniejszych uliczkach. Rozkładające się wnętrzności ryb, tony śmieci, psie łajno, martwe zwierzęta… Zachwyciły – papugi w parkach, ogromne fikusy, palmy, architektura, stare samochody. Tags: Palermo |