« Balon, Sąsiad z wiertarą »
Hmm, chwilę już siedzę i staram sobie przypomnieć jak nazywa się restauracja, w której jadłyśmy ostatnio z Sabiną śniadanie. Jakoś na M… Nieważne, przypomni mi się jak przestanę o tym myśleć. To było zdecydowanie jedno z najlepszych śniadań jakie jadłam poza domem. Generalnie teraz będę mieć problem czy wybrać śniadanie w Camelocie czy właśnie to w Metropolitan (olśniło mnie). Gdyby spojrzeć na to od strony dietetycznej to śniadania w Camelocie są zdecydowanie zdrowsze – np. kanapki z ciemnego pieczywa z twarożkiem i rzodkiewkami. Ale jak już pójść po bandzie i najeść się na cały dzień to zdecydowanie wygrywają pancake z syropem klonowym i pysznym chrupiącym bekonem na przegryzkę. Wiem, pierwsze odczucie po usłyszeniu takiego zestawu może być średnie, jednak w trakcie degustacji okazuje się, że bez takiej przekąski nie byłabym w stanie pochłonąć trzech słodkich naleśników. A przegryzając bekonem i owszem. W Metropolitan jest jeszcze śniadanie weekendowe, którego kucharz niestety nie chciał nam zaserwować w środku tygodnia i może słusznie. Są to tosty francuskie z owocami. Brzmi pysznie i czeka na liście rzeczy do skonsumowania. Ktoś zapyta: ile to kosztuje? Ano trochę, bo cena jak za obiad, ale śniadanie grzechu warte. Kawa pyszna, miesjce fajne, muzyka przyjemna do ucha. A i obsługiwała nas taka przesympatyczna Pani, która była drugi dzień w pracy i strasznie była tym faktem przejęta, a przez to jeszcze bardziej pocieszna. Tags: Metropolitan, pancake, Sławkowska |