Jeśli jeszcze kiedyś będę jeść śniadanie w Wiedniu, to na pewno w Orlando di Castello. Trafiłam tam ze przewodnikiem, bo po 4 godzinach włóczenia się o poranku po pustych ulicach, byłam zmarznięta i głodna, i było to jedyne miejsce, gdzie miałam pewność, że będzie otwarte. Tam też miałam okazję sprawdzić po ośmiu latach mój niemiecki – na szczęście pozostał komunikatywny.
Śniadanie jak z obrazka, chrupiąca fasolka z winegretem z pistacjami podbiła moje kubki smakowe. |