Czyli o tym jak minął kolejny weekend. A rozpoczął się piątkowym wieczorem, w czasie którego nasi sąsiedzi, po niezłej bitce, urządzili imprezę. Niestety nie tylko oni. Na przeciwko w bloku też było głośno i zasnąć było mi ciężko. Zamknięcie okna nie wchodziło w grę, bo od razu robiło się duszno. Jakoś przetrwałam do rana … Sobota zaczęła się od mielenia mięsa do przygotowywania domowych burgerów. Generalnie od kiedy odkryłam love krove, a niedawno opracowałam własny przepis na smażone kotlety wołowe, to MC Donalds jest mnie ewentualnie w stanie skusić tylko lodami za 2zł. Burgery – potrawa pyszna i szybka. Potrzebujemy 200gram mięsa wołowego, najlepiej chudego. Mielimy je z jedną cebulą i dwoma ząbkami czosnku. Doprawiamy solą i pieprzem formujemy kulki, które potem rozgniatamy na płaskie kotlety i smażymy (ja na patelni grillowej). Z 200gram mięsa mamy dwa porządne kotlety. Potem to już jak na instrukcji poniżej. Jak już ogarnęłam milion porannych spraw to spakowałam sobie burgera oraz jogurt i popełzłam do pracy, po drodze odwiedzając pocztę i Kleparz. Jaka to przyjemność wysyłać listy i paczki w sobotę. Brak kolejek, miłe panie. Na Kleparzu trochę gorzej, bo sobota – dzień targowy, więc ludzi w brud. Na szczęście kupno świeżych antonówek i ulubionych kwiatów, wynagradza trud przedzierania się między stoiskami. O pracy może nie będę się wywnętrzać, bo w sumie to nic ciekawego. Turyści, turyści, turyści (głównie z Hiszpanii i Rosji). Po południu, okazało się, że jest opcja pójścia na Coke Festiwal i spotkania się ze znajomymi, więc spontanicznie zebraliśmy się z domu (wcześniej debatując godzinę nad tym czy nam się chce). Na Coke’u Kanye West, który jak dla mnie się nie popisał. Efekty pirotechniczne i wizualne miał ekstra, natomiast nagłośnienie, tancerki i sam koncert takie se. Fajny natomiast był koncert Łony i The Pimps. Pomiotałam się trochę nie do rytmu, na tyle na ile mój przemęczony ostatnimi czasy organizm pozwalał. W drodze powrotnej do domu pochłonęliśmy po kiełbasce z grilla, którą od niedawna można zakupić w Gościńcu na Floriańskiej, odwiedziliśmy Pauzę. I tak nastała niedziela. O 12stej umówieni byliśmy w Momencie na śniadanie. I tu myślałam, że napiszę, że ach, och i że polecam. A mogę napisać tyle, że dobry shake, ale czekanie godzinę na śniadanie to wyzwanie, któremu, gdyby nie przemiłe towarzystwo i słoneczna pogoda, nie dałabym rady podołać. Potem był jeszcze spacer pod MOCAK, w celu obejrzeniu muralu oraz smażenie domowych frytek. Jednak ponieważ nie chce mi się pisać, wklejam zdjęcia. Niezdrowy, aczkolwiek pyszny weekend. O! Tags: Coke Music Festiwal, frytki, hamburger, Kanye West, Łona and Th Pimps, MOCAK, Moment |