Ostatnio wstaję o siódmej. Czasem nawet przed. Parzę sobie małą czarną z kardamonem w jednej z ulubionych filiżanek. Zapalam palniki w kuchence gazowej, siadam na krześle i wpatruję się w ciepły blask. To uspokaja. Potem grzeję w małym garnuszku mleko z płatkami różnego rodzaju albo makaronem. Nie mam przykrych wspomnień z dzieciństwa, związanych z zupą mleczną, więc się nie krzywię, tylko wcinam ze smakiem. Potem patrzę przez chwilę jak śpi i uśmiecha się przez sen. To taki mój mały rytuał, pozwalający miło rozpocząć dzień. |