Trzeciego dnia w Paryżu dopadł nas skwar miasta. Temperatura sięgała trzydziestu kilku stopni w cieniu i niestety nawet w wąskich uliczkach nie można było znaleźć orzeźwienia. Dlatego schowaliśmy się w Pompidou, podwyższając tym samym statystykę odwiedzania muzeów. Chłodno, przyjemnie. Z szklanego tunelu można obejrzeć Paryż. W środku prace mniej lub bardziej znanych artystów. Niektóre szokują, jak wypchane wróble. Inne są tak mdłe, że po opuszczeniu sali już się o nich nie pamięta. Jeszcze inne inspirują. Na przykład Daniel chciałby mieć taki sufit, jak poniżej. Oprócz tego w Pompidou można iść do kina, teatru, zwiedzić galerie, wypożyczyć książkę albo po prostu siąść na kawie. Jest też oczywiście świetnie zaopatrzona księgarnia i sklep z fajniastymi gadżetami. Na wystawie Philippe Parreno (urodzony w Oran/Algeria w 1964, żyjący i pracujący w Paryżu) poleżeliśmy pod choinką, na miękkim czerwonym dywanie, który był częścią ekspozycji. Tylko projekcja filmu o pociągu w drodze był zdecydowanie za krótki. A to już nie Parreno. Pompidou (pomidor) w środku. |