Jestem ostatnio orłem – nielotem. Moi bliscy mają ze mną ciężko. Dziś na przykład Sabinka musiała na mnie czekać, bo najpierw mi się zapomniało, że idziemy na śniadanie, a potem byłam pewna, że umówiłyśmy się na 9:30, a nie na 9:15. Biedaczka starala się do mnie dodzwonić. Na próżno… Bo kto by pamiętał, że rano trzeba włączyć profil ogólny na telefonie. No na pewno nie ja. Wpadłam o 9:30 do Szarej, gdzie zaniepokojona Sabina, siedziała nad herbatą. Dowiedziałam się, że miałam być 15 minut wcześniej, co potwierdzał sms w moim telefonie. Na szczęście zostało mi wybaczone i nawet dostałam pyszne śniadanie, które składało się z dwóch jajek sadzonych, bekonu, żóltego sera, marmolady, smażonego pomidora i trzech tostów. Kawa była dobra, herbata też. Obsługa miła. Ceny jak na Szarą (kawiarnię) i Rynek całkiem dobre. I cóż ja mogę powiedzieć. Po takich porankach łatwiej się człowiek ślizga do pracy i znosi wodę w butach.
|